123RF

Oddziałów za dużo – chirurgów za mało

Udostępnij:

500 oddziałów chirurgicznych w Polsce to zdecydowanie za dużo – chirurgów jest mało, a ośrodki są rozdrobnione. Wymaga to restrukturyzacji.

  • Z roku na rok liczba zabiegów operacyjnych zmniejsza się, a młodzi adepci zawodu lekarskiego nie interesują się chirurgią
  • Ogólna liczba chirurgów jest coraz mniejsza – szczególnie tych z drugim stopniem specjalizacji
  • Konieczna jest restrukturyzacja oddziałów chirurgicznych 

Postępująca zapaść
– Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę na postępującą zapaść – i nie chodzi tylko o pieniądze, ale także o warunki pracy, jakość i dostępność procedur chirurgicznych. Niestety, pod koniec czerwca nastąpiła zmiana wycen – zaczyna prof. Krzysztof Zieniewicz, prezes Towarzystwa Chirurgów Polskich.

– Satysfakcja z dobrze wykonanej pracy chirurga jest ogromna. To treść naszego życia, ale musimy mieć sojuszników w osobach administrujących i odpowiedzialnych za finansowanie systemem opieki zdrowotnej – mówi prof. Zieniewicz.

Maleje liczba operacji
Prof. dr hab. Grzegorz Wallner, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii ogólnej zwraca uwagę na to, co każdy pacjent dostrzega – następuje dynamiczny postęp technologiczny w chirurgii.

Jednak już nie każdy pacjent zdaje sobie sprawę, jak to automatycznie podnosi koszty zarówno diagnostyki, jak i procedur chirurgicznych.

– W Polsce uprawiamy chirurgię klasyczną, gdy na świecie standardem jest chirurgia z technikami małoinwazyjnymi, jak laparoskopia. Modna stała się też chirurgia robotowa. Sale operacyjne są hybrydowe, łączy się różne techniki obrazowania, jest komunikacja z pracownią patologiczną, z laboratorium. Tymczasem w polskich oddziałach chirurgii jest poniżej 4 tys. chirurgów. Ich średni wiek to 55 lat. 15 proc. chirurgów jest w wieku emerytalnym. Tzw. młodych chirurgów jest od 10 do 17 proc. W pandemii COVID-19 ubyło starej kadry, chirurdzy odchodzili na emeryturę, ale też umierali. Nic dziwnego, że z  roku na rok liczba zabiegów operacyjnych maleje – wylicza prof. Grzegorz Wallner, dodając, że ok. 500 oddziałów chirurgicznych w Polsce to zdecydowanie za dużo.

Chirurgów jest mało, ośrodki są rozdrobnione. Wymaga to restrukturyzacji. 

– Zlikwidować należy odziały wykonujące mało zabiegów. Nie unikniemy tego. Korzyści będą duże, bo nastąpi poprawa jakości i efektywności pracy chirurgów. To zrobiono w Holandii, Niemczech,  Wielkiej Brytanii, Szwecji, Hiszpanii, we Włoszech i efekty widać – zapewnia prof. Wallner.

75 procent oddziałów obawia się zamknięcia
– Ankieta przeprowadzona wśród chirurgów pokazała, że w prawie każdym oddziale chirurgicznym jeden lub więcej zrezygnowało z pracy chirurga. W trzech-czwartych oddziałów dyżur jest łączony z pracą na izbie przyjęć. W połowie oddziałów jest tylko jeden chirurg na dyżurze. W trzech, czwartych oddziałów istnieje obawa przed odpowiedzialnością karną. Po dyżurze prawie nikt nie wychodzi od razu do domu, bo pracy jest tak dużo. 75 proc. oddziałów obawia się zamknięcia – mówi prof. Adam Dziki, sekretarz generalny Towarzystwa Chirurgów Polskich.

Jakoś to nie będzie...
Chirurgom i menedżerom najbardziej doskwiera brak długofalowej wizji, brak motywacji do wprowadzenia innowacji. 

– Od lat system istnieje na zasadzie „jakoś to będzie”. Chirurdzy podkreślają potrzebę lepszego kształcenia pracowników służby zdrowia i bardziej racjonalne finasowanie systemu. W Polsce nie ma obowiązku ustawicznego kształcenia. W Indiach, jeśli lekarz nie uzbiera punktów za udział w kongresach, ma odbieraną licencje lekarską. W leczeniu raka jelita grubego jesteśmy na czwartym miejscu od końca w Europie, bo chorzy są źle operowani. Brak jest oceny jakości leczenia chirurgicznego. Nikt nie jest zainteresowany oceną, czy oddział chirurgiczny leczy dobrze czy źle. W Niemczech wyceny zabiegów chirurgicznych są o 300 proc. wyższe – mówi prof. Adam Dziki.

Archaiczny system liczenia kosztów 
Prof. Tomasz Banasiewicz, członek Zarządu Głównego Towarzystwa Chirurgów Polskich, udowadnia, jak wadliwy, archaiczny i nieefektywny jest system liczenia kosztów. 

– Urzędnicy z Narodowego Funduszu Zdrowia wydzielają pieniądze na podstawie analiz Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, czyli fundusz płaci tyle, ile wyliczy agencja, która mu podlega – zwraca uwagę.

– Nikt nie płaci za jakość. Proponowane większe pieniądze do sytemu to jedynie kompensacja rosnących kosztów leczenia pacjentów. Oczywiście, przy niższej wycenie, nadal robimy operacje, bo zagrożone jest życie ludzkie, ale wykonujemy je na gorszym sprzęcie. To jest jak jazda 40-letnim trabantem – porównuje prof. Banasiewicz.

Ekspert wylicza, że nowoczesne opatrunki są często niedostępne.

Wciąż króluje gazik naklejony na ranę, a urzędnicy z funduszu uważają, że rehabilitant, dietetyk, psycholog nie muszą być na oddziale chirurgicznym.

– Wyniki leczenia niektórych nowotworów są kiepskie, bo wdają się powikłania pooperacyjne. Wzrost wydatków na leczenie szpitalne jest zdecydowanie niższy niż wzrost ogólnych nakładów na ochronę zdrowia. Nie wzięto pod uwagę, jak bardzo wzrosła cena energii, wywozu nieczystości, wody – na opłacenie tylko tych rachunków pieniądze z NFZ nie wystarczają. Zwiększyły się ceny materiałów i narzędzi itp. Jest coś takiego jak wskaźnik inflacyjny. To prawda, że nakłady globalne na opiekę zdrowotną są wyższe niż wzrost inflacji, ale w leczeniu szpitalnym nie pokrywają wzrostu kosztów tej samej kwoty liczonej rok do roku i mają się nijak do wydatków, które często wielokrotnie przekraczają współczynniki inflacyjne. Po wzięciu pod uwagę inflacji punkt powinien kosztować nie prognozowane na 2024 r. 62 zł, lecz 68 zł – wylicza prof. Banasiewicz.

Niskie wyceny zabiegów chirurgicznych
Prof. Wallner wskazuje na obniżenie wyceny kompleksowych zabiegów chirurgicznych o 22,4 proc. Skomplikowana operacja przełyku wyceniona niżej niż resekcja żołądka. Inne zabiegi przełyku, już nienowotworowe - wycena na poziomie niższym o 26,4 proc.

– W szpitalu, w którym pracuję na samych operacjach przełykowych stracimy 1,5 mln zł – informuje prof. Wallner.

Dr hab. prof. UM, Michał Mik, przewodniczący oddziału łódzkiego Towarzystwa Chirurgów Polskich, mówi o grupie pacjentów z nowotworami jelita grubego. Koszty zabiegów operacyjnych są bardzo wysokie.
 
– Rozporządzenie, o którym mówimy, obniżyło wycenę tych procedur o 20 proc. Koszty pobytu pacjenta onkologicznego z rakiem jelita grubego, nawet jeśli wychodzi bez powikłań, przekraczają 20 tys. na dobę. Obniżenie wyceny spowodowuje stratę dla pacjenta. Przy zabiegach endoskopowych ogromne są koszty samych narzędzi jednorazowych – wylicza prof. Michał Mik.

Prof. Wiesław Tarnowski, prezes elekt Towarzystwa Chirurgów Polskich, wskazuje z kolei na brak w Polsce rejestru wykonywanych operacji.

– Żeby wiedzieć, czy leczymy ludzi dobrze, trzeba zbierać dane. Błąd powtarzany nie jest nowym doświadczeniem, lecz wciąż pozostaje błędem – mówi profesor.

Przeczytaj także: „TChP alarmuje – NFZ utrudni pacjentom dostęp do operacji”.

Menedzer Zdrowia facebook


 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.